Lubię mieć czysto, ale nienawidzę sprzątać. Jestem jak w tym memie, na którym kobieta mówi, że czysty dom jest znakiem zmarnowanego życia. No nie mogę się bardziej zgodzić! To dla takich jak ja wynaleziono roboty sprzątające. Bo u mnie to wygląda mniej więcej tak, że każdy dzień zaczynam od ogarnięcia przestrzeni wokół siebie, w ciągu dnia pracując, gotując i żyjąc, robię artystyczny nieład, ale zanim wyjdę z domu, ponownie ogarniam. A potem do tego domu wpadają dzieci i pies i znowu jest syf. Jak padną, zanim my padniemy, znowu ogarniamy, żeby po nocy o żadne psie lub dziecięce zabawki zębów nie wybić. I na tym sprzątaniu mogłoby nam tak życie mijać. Choć raz w tygodniu chałupę ogarnia przemiła Pani, sprzątaniu nie ma końca. Rodzina to wieczny chaos i bałagan. Jak nie śnieg, to błoto z ogródka, jak nie brokat, to się ciasteczka kruszą, ciągle jeszcze ja, nienawidząca tego sprzątania i wiecznego bałaganu, kupiłam sobie białego psa. Biały bywa w miesiącach suchych i letnich. Resztę roku jest bury. Wstajemy rano, a pies leży dosłownie w kupce piasku. Wszystko, co ze sobą przyniósł ze spaceru przez noc się z niego wykrusza. Na naszej podłodze jest i u mnie w domu nie ma kultu podłogi, więc ja gościom nie każę od progu wyskakiwać z butów. Jak chcą, ściągają, ale jak nie chcą, mogą sobie chodzić w co? I nic. Ja na to jak na lato. Parzę sobie kawę (wiem, wiem, że to niezdrowo, ale w moim życiu to najpiękniejszy rytuał ta kawa, mocna, czarna, o poranku), biorę w rękę telefon i jak królowa nakazuję swoim podwładnym: sprzątać mnie tu! Migusiem! A mój robot posłusznie melduje: rozpoczynam sprzątanie, i zabiera się za robotę, bez marudzenia! Ha. Bo ja lubię mieć czysto ale nienawidzę sprzątać!Obok wolnowaru, dzięki któremu gotuje się samo, uważam robota sprzątającego za absolutnie niezbędny sprzęt domowy. I już powiedziałam mężowi, że jako prezent na pierwsze lokum damy takiego naszym dzieciom. To jest tak wspaniałe ułatwienie sobie życia i taki komfort, jak wiesz, że choćby się paliło i waliło, jedno jest pewne – podłoga w chałupie będzie to jestem dość oporna na wszelkie nowinki, szczególnie jeśli są dość kosztowne i zajmują miejsce. Zawsze się obawiam, że to będzie kolejny niepotrzebny gadżet, który stanie w kącie. Ale o rany, jak bardzo się pierwszy samojezdny odkurzacz tylko odkurzał, kolejny już odkurzał i mopował. Nie mam słów innych niż te, że wszystko, co piszą o tym cudownym RoboJecie X-Level to podłoga jest jest łatwo się sam wraca do można nim sterować przez odkurza i rozpoznaje powierzchnię i dywanu nie robot jednocześnie odkurza i mopuje, magia!Nie, nie spadnie ze nie niszczy wiem, jak radzi sobie z dywanem z długim włosiem, bo takiego nie posiadam, więc nie sprawdziłam (ale pytałam markę – uczciwie powiedzieli, że z długim włosiem i frędzlami w dywanach nie da rady żaden robot sprzątający – szczotki boczne zwyczajnie się w to włosie i frędzle wkręcą). Owszem, robot wciągnie kable czy sznurówki, zdarza się też, że pies na niego szczeka, jak mu przesuwa pustą miskę. Można jednak ustawić w apce wirtualne ściany, dzięki którym robot nie pojedzie tam, gdzie sobie tego nie parametry techniczne są na stronie, możesz sobie poczytać o mocy ssącej i wykorzystanych technologiach, nie będę przynudzać, zerknij tutaj: robot to jest po prostu spokój i wie to każdy posiadacz dzieci i czworonogów. To jest spokój, kiedy to naniesione błoto, włosy, sierść cię nie denerwują, w ogóle cię nie ruszają, bo wiesz, że nawet schylić się nie będziesz musiała, żeby to posprzątać. Wiec nikomu głowy nie suszysz, bo nie ma o co. A niech nanoszą, proszę bardzo!Oprócz mycia, kiedy potrzeba, mam też RoboJeta zaprogramowanego na sprzątanie codziennie o 15. Po co? Bo nie ma nic lepszego niż wracać do domu z czystą podłogą i tak zaczynać drugą część dnia, która u nas oznacza czas wspólny, domowy odpoczynek. RoboJet ma bardzo dużą moc, aż 3000 Pa, 5-stopniowe czyszczenie i lampę UV-C, która sprawdza się przy alergiku, psie i gościach w butach. Co ważne, a wcale nie oczywiste, X-Level bez problemu jeździ po ciemnych powierzchniach, roboty czasami mają z nimi problem, a X-Level go nie ma. Kiedy jest ciemno, ciemna podłoga może być wyzwaniem dla niektórych robotów, bo czujniki różnie wyłapują kolor ciemnej podłogi i czasami ciemną traktują jak czarną dziurę. X-Level nie ma tego problemu. Dla mnie jest to ważne, bo najbrudniejsza podłoga w moim domu, ta na dole pomiędzy wejściem, salonem i kuchnią, dzięki fantazji poprzednich właścicieli jest w połowie bardzo RoboJetowi nasz klasyczny mop poszedł w odstawkę, ostatnio miałam kłopot ze znalezieniem go gdzieś na tyłach pralni. I pomyśleć, że kiedyś jechałam na przysłowiowej szmacie przynajmniej dwa razy dziennie i bywało, że mop stał na stałe w kuchni, jako jej dość wątpliwa jeszcze jedno: to mój trzeci taki robot. Poprzednie dwa były znacznie droższe od RoboJeta. Po kilku miesiącach testów mam porównanie i powiem szczerze – nie widzę różnicy w jakości sprzątania i mycia, więc po co przepłacać? A mój pierwszy odkurzacz, który nie miał opcji mopowania szlag trafiła woda z miski psa, więc kolejny był już z mopem. Odkąd go mam wszystkie meble kupuję takie, żeby mógł pod nie wjechać RoboJet. Serio, to jest taki komfort, kiedy wiem, że pod kanapą nie mam nowych form życia, bo robot regularnie tam RoboJeta u nas w domu jest bezprzewodowy odkurzacz stojący RoboJet Speed Up. On z kolei służy mi do odkurzania i mopowania kanapy, auta i wszelkich nagłych wypadków. Mamy go na stałe przytwierdzonego do ściany, więc jest zawsze naładowany i gotowy do lekki, więc latamy z nim po schodach, które też brudzą dzieciaki i pies. No i ma świetną funkcję – światełko. Ja go nazywam „światełkiem wstydu”, bo to światełko idealnie podświetla syf na podłodze. Ale to dosłownie każdy pyłek kurzu staje się bezwstydnie widoczny. Speed Up to robot wielofunkcyjny, to odkurzacz pionowy, ręczny, myjący, mop. Z jego pomocą można posprzątać każdą powierzchnię, a dzięki temu, że nie ma kabla, dotrzesz do każdego zakamarka. Ważny jest też dodatkowy filtr HEPA, bo dzięki niemu odkurzacz usuwa alergeny, pyłki, roztocza, zarodniki pleśni i grzybów. Przy moim mężu alergiku to mega ważne funkcje. W zestawie są też zamienne końcówki: szczotka szczelinowa, szczotka do mebli i żaluzji, moduł do twardych podłóg ze szczotką nylonową, elektroszczotka do sierści (włosy Majloska się po domu nie błąkają), mop obrotowy z pojemnikiem na Up jest cichy, dobrze wciąga i ma nakładkę mopującą, czyli może sprzątać i mopować jednocześnie, co jeszcze bardziej ułatwia życie! No i można nim wysprzątać i kanapę i dywan i samochód, waży tylko 2,5 kg i dobrze się go trzymadealny pomocnik. Więcej technicznych informacji i zalet tutaj: Mopa i tradycyjny odkurzacz włożyłam do szufladki z reliktami przeszłości. I każdemu polecam – samojezdny odkurzacz to jest zmiana życia. Bo ja lubię mieć czysto, ale nienawidzę sprzątać. I czasu na lizanie podłogi nie marnuję, ani nerwów. Z dziką satysfakcją oddaję innym prace, które wykonują lepiej i szybciej niż ja! Po co się przemęczać?Z moim kodem daga10 dostaniecie 10% rabatu na wszystkie sprzęty (z wyłączeniem akcesoriów), kod obowiązuje do 26 marca do końca dnia, a promocja łączy się z ogólnymi promocjami na stronie Na Insta pokazuję oba sprzęty „w akcji”. Zerknij koniecznie!Wpis powstał przy współpracy z marką RoboJet.
Rozstanie jest zawsze bardzo bolesne, zwłaszcza jeśli musisz się rozstawać z mężem, którego kochasz.Wiele kobiet martwi pytanie jak opanować siebie i dalej żyć. W tym wypadku musisz znaleźć jakieś ciekawe zajęcie. Na przykład pójdź na kursy języków obcych lub zajmij się tym, na co ci nigdy nie wystarczało ci czasu.
Świadomie mogę powiedzieć, że nienawidzę własnego męża. Jesteśmy małżeństwem od 25 lat, a ja nie mogę nawet patrzeć na niego bez pogardy i wstrętu. Zastanawiam się, a nawet boję, czy nie popadam w chorobę psychiczną. Ciągle się kłócimy i wzajemnie obwiniamy o wszystko, ja mam mu za złe, że sama musiałam się martwić o zdrowie, byt i wychowanie naszych dzieci, w końcu zaczęłam pić. Teraz trzeźwieję, ale go za to nienawidzę, bo uważam, że to z jego powodu wpadłam w alkoholizm. Jak wyrzucić z pamięci krzywdy, które mi wyrządził? Jak zapomnieć o braku wsparcia z jego strony? Jak mu wybaczyć? Niszczy mnie ta nienawiść i chciałabym się już z niej wyleczyć, a nie potrafię sama. Co robić? Jak ratować rodzinę? Musi Pani koniecznie korzystać z pomocy psychologa w swojej poradni uzależnień - samemu bardzo trudno spojrzeć obiektywnie na swoje życie i dostrzec mechanizmy, które powodują określone postawy i zachowania. Psycholog być może zaproponuje, żeby w terapii brał także udział Pani mąż. Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza. Inne porady tego eksperta Mgr Magdalena Golicz Psycholog , Chorzów. 84 poziom zaufania. Zachęcałabym do spotkania z psychologiem, który przyjrzy się objawom, pomoże zdiagnozować (czy są to zaburzenia lękowe, fobia szkolna, zaburzenia osobowości czy okresowe kryzysy związane ze stresem i zmianami w życiu) i zaproponuje metody poradzenia sobie.Z tego powodu przedstawię szereg sztuczek, wytycznych i zakazów i pokażę, jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy, co więcej — jak nie bać się korzystać ze zjawisk, których kompletnie nie ogarniamy, a nawet w jaki sposób powinniśmy z nich korzystać. Albo, jeszcze lepiej, jak zmierzyć się z własną ignorancją i przestać
Niektórzy przed ślubem ślepo wierzą, że wchodząc w związek z partnerem, nie pobieramy się z jego rodzicami. Tym bardziej, że będziecie mieszkali osobno i przecież nie będziecie prosić ich o pomoc czy radę. Czy tak jest w rzeczywistości? Niekoniecznie. spis treści 1. Ingerencje teściów 2. „Mamo”, „tato”? 3. Jak nauczyć się żyć z teściami? 1. Ingerencje teściów Często po ślubie okazuje się, że rodzina jest dużo ważniejsza dla naszego partnera, niż to mogło się początkowo wydawać. Oczywiście, nie jest to nic złego, pod warunkiem, że bliscy nie ingerują w życie młodego małżeństwa, które zaczyna budować własny, wspólny świat. Problem narasta, gdy rodzice małżonka wtrącają się we wszystko, ty pokazujesz mu, że to ci nie odpowiada, ale mąż nie widzi problemu. Najgorzej, gdy teściowa traktuje cię jako tą złą, która zabrała jej ukochanego synka. Twoja niechęć do teściów narasta i może z czasem przekształcić się w nienawiść. Jak z tym żyć? Zobacz film: "Rozpoznaj stan zdrowia psychicznego on-line" 2. „Mamo”, „tato”? Musisz liczyć się z tym, że jeżeli twoja druga połówka ma rodziców, to opinia, że to nie z nimi się żenisz nie będzie aktualna. Jeżeli decydujesz się na związek z daną osobą, to licz się z tym, że jego rodzice będą obecni w waszym wspólnym życiu. Nikt nie powiedział, że musisz być z nimi w bliskich relacjach, traktować ich jak drugich rodziców i tak też się do nich zwracać. Jednak dla dobra twojego małżeństwa i szczęścia twojej drugiej połówki, powinnaś postarać się chociaż o poprawne relacje. Jeśli faktycznie kochasz swojego małżonka, to na pewno chcesz uniknąć sytuacji, w której będzie musiał wybierać między tobą a swoimi rodzicami. Postawienie go w takiej sytuacji będzie dziecinne i niesprawiedliwe. 3. Jak nauczyć się żyć z teściami? Spróbuj zacząć komunikować się ze swoimi teściami i powiedzieć im, co ci przeszkadza i nie odpowiada w ich zachowaniu. Wiem, że nie zawsze będzie to możliwe, ale spróbuj, a będziesz miała satysfakcję, że zrobiłaś wszystko, co możliwe, aby polepszyć waszą relację. Wiadomo, że nie poprawi się ona od razu, jednak zamiast stawiać przed sobą betonowy mur, zdecyduj się na pewien dystans. Jeśli denerwują cię częste spotkania, to zrezygnuj z niektórych. Przecież nie zawsze musisz towarzyszyć małżonkowi, gdy pojedzie do mamy. Twoja obecność będzie za to potrzebna z okazji świąt czy imprez rodzinnych. To, że nie będzie cię wtedy przy mężu może tylko pogorszyć relację z teściami. Każda decyzja, którą podejmiesz, powinna być skonsultowana z mężem – nie doprowadzaj do sytuacji, gdy postawisz go pod ścianą i na 5 minut przed wyjściem oświadczysz, że nigdzie się nie wybierasz. Pamiętaj też, aby w towarzystwie partnera nie mówić źle o jego rodzicach. Możesz przez to sprawić mu przykrość i wywołać kłótnię. Nie okłamuj męża, że ich uwielbiasz, a zamiast tego powiedz: „Nie lubię wychodzić do twojej rodziny, ale robię to dla ciebie, bo zależy mi na twoim szczęściu”. Pamiętaj, że twoi teściowie to od teraz także twoja rodzina. Wiadomo, że z rodziną nie zawsze można się dogadać, a różne charaktery jej członków mogą powodować tarcia i zgrzyty. Jednak rodzice twojego małżonka już na zawsze nimi pozostaną, dlatego ze względu na zdrowie psychiczne swojego partnera postaraj się żyć z nimi przynajmniej w poprawnych relacjach. Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza. polecamy
Jak np. pojechałyśmy z nim na pokazy lotnicze, choć ich nie cierpimy. Mąż trzyma kasę żelazną ręką. Odkąd jestem z Jankiem, czuję się jak mała dziewczynka, która musi prosić rodziców o pieniądze na wszystko, czego potrzebuje: zeszyty, mazaki, cukierki… – mówi Grażyna, 35 lat, nauczycielka z podwarszawskiej miejscowości.
Ciągła irytacja i życie kłamstw z konieczności stają się destrukcyjnym uczuciem, jak agresja. W rezultacie będzie cierpiał dokładnie ten mały człowiek, którego próbujesz ochronić. Psycholog Aigul Zhasulonova: Żyć życiem lub nie żyć razem ze względu na dzieci, zależy od małżonków.Agusiek dziękuje Ci kochana bardzo...jeśli będę potrzebować rady i pomocy to napewno się do Was odezwę... Ja sobie ciągle powtarzam ,że muszę być silna i wierzyć ,że jakoś sobie pordzę z tym wszystkim ,że będzie dobrze....i Wam też tego życzę.... Mój numer gg 4260955 jakby któraś z Was chciała porozmawiac Odpowiedz Monia, Agusiek :usciski: Wierzę, że te problemy są tylko tymczasowe i że panowie po prostu nie radzą sobie z tą nową, inną sytuacją. Przykro mi, że Waszym kosztem... :( ... ale jestem przekonana, że wszystko niedługo wróci do normy. Bardzo Wam tego życzę. Ściskam mocno i równie mocno trzymam za Was kciuki. Odpowiedz Monia1983 napisał(a): Agusiek podziwiam Cię i zazdroszczę Ci...ja nie umiem być taka jak Ty a bardzo bym chciała...ale może po narodzinach będzie inaczej...może będę bardziej silniejsza... Monia, ja się boję jak cholera :( czasami ten strach mnie przerasta, ale nie mogę sobie pozwolić na to żeby się w nim pogrążyć. Nie mam na kogo liczyć, mam tego męża i siebie. Moi rodzice oboje nie żyją, brat ma własną rodzinę. Od kilku lat żyję z maksymą: umiesz liczyć - licz na siebie. Muszę być silna - dla dziecka.... Choć czasem aż pękam z chęci wypłakania się komuś.... Mam teściową, super kobieta, ale to jednak nie to samo co mama, mam przyjaciół... no ale ile można im płakać.... dlatego jestem taka jaka jestem, co wcale nie jest łatwe. Monia trzymam kciuki za Ciebie i Twojego męża. Powolutku napewno wszystko wróci do normy, najważniejsze że się kochacie i powtarzaj to sobie często Nigdy już nie będzie tak samo jak wtedy gdy byliście tylko we dwoje, ale nie znaczy że będzie gorzej. A jak Ci źle to pisz tutaj, pisz do mnie na GG 281888 jak chcesz. Czasem po prostu dobrze się wygadać - przynosi to ulgę i od razu patrzysz na świat w bardziej różowych niż szarych okularach ;) Odpowiedz Martusia napisał(a):Agusiek, sądząc z tego co piszesz, to jesteś mądrzejsza ode mnie:) bo potrafisz się zdystansowac, przeczekać...Ja nie potrafiłam i miotałam się strasznie. Zresztą już kiedyś (przed ciąża) też mnie pocieszałaś w jednym wątku ;) Teraz już mi sie nieco w głowie zmieniło i troche inaczej patrzę na pewne spr, no i w końcu potrafię sie zdystansować. Agusiek jeszcze wiele tygodni przed Tobą, więc uzbrój się w cierpliwość;) Martusia pamiętam :usciski: nie wiem czy jestem mądrzejsza, też się miotam, też wychodzę z siebie czasem, ciskam się, drzemy się czasem na siebie i kłócimy okropnie.... tyle że ja po takiej jeździe po prostu padam :( i potem sobie wyrzucam że szkodzę dziecku.... więc w żłych momentach po prostu zaciskam zęby, łykam łzy i idę się się zakopać pod kołdrę bo na nic innego sił nie starcza na szczęście udaje mi się z mężem rozmawiać i mam wrażenie że coś tam jednak do niego dociera zobaczymy co czas przyniesie :) Odpowiedz Dziewczyny tak czytam i czytam.....i sama nie wiem co napisać Ja podobne jak Wy przed innymi próbuje pokazać...jaka to ja jestem twarda, jaka szczęliwa....i niczego się nie boje...a tu gówno prawda....twarda nie jestem...szczęśliwa...tylko z powodu tego ,że będę mieć dziecko...bo bardzo go pragnełam....a boje się wszystkiego...porodu, czy sobie ze wszystkim poradzę...a jeśli mąż mi nie pomoże....to co mam zrobić....mam rodziców u których obecnie mieszkamy...ale przecież to Nasze dziecko a nie ich....wiadomo pomogą ale nie chcę ich tym obarczać... Boje się bardzo....do tego pojawiły się te problemy z szyjką...coraz częściej mam delikatne skurcze i jeszcze bardziej się denerwuje...a nie powinnam.... Niby dzisiaj jest lepiej...mąż mi pomaga sprzatać...rozmawia się ze mną....wybieramy imię....ale jakoś nie czuje się zbyt pewnie..... Co do gazet....dokładnie...lansują takie piękne i kolorowe życie przyszłych rodziców...ach jacy to są szczęśliwi...jacy zakochani...jaka ich teraz łączy wspaniała wieść....halo...czy nikt tego nie widzi, ze wcale tak nie jest....człowiek napoczątku się naczytał takich rzeczy i wierzych...Boże jak to będzie pięknie...bedzie mnie mąż na rękach nosił...a tu co...takie rozczarowanie i tyle cierpienia.... Czuje się taka słaba i bezbronna i jest mi tak bardzo żle....tylko ten maluszek w brzuszku dodaje mi siły i wiary w to ,że bedzie lepiej.... Agusiek podziwiam Cię i zazdroszczę Ci...ja nie umiem być taka jak Ty a bardzo bym chciała...ale może po narodzinach będzie inaczej...może będę bardziej silniejsza... Odpowiedz Agusiek, sądząc z tego co piszesz, to jesteś mądrzejsza ode mnie:) bo potrafisz się zdystansowac, przeczekać...Ja nie potrafiłam i miotałam się strasznie. Zresztą już kiedyś (przed ciąża) też mnie pocieszałaś w jednym wątku ;) Teraz już mi sie nieco w głowie zmieniło i troche inaczej patrzę na pewne spr, no i w końcu potrafię sie zdystansować. Agusiek jeszcze wiele tygodni przed Tobą, więc uzbrój się w cierpliwość;) Monia, a jak tam u Ciebie? Odpowiedz Martusia napisał(a):Agusiek napisał(a):Martusia odgrywanie szczęśliwej nie pomagało. Przestałam i zaczęło mi być po prostu lepiej z samą sobą no i bardzo dobrze. Ja się okropnie męczyłam. Mój mąż nie raz usłyszal coś takiego jak Twój. Ale wierz mi, że nie ma co teraz gdybac i zastanawiać się jak to będzie później, jaki On będzie, czy np. już teraz wypominać mu, że jest kiepskim ojcem (ja to się chyba i do tego posunęłam ) Na razie się na nic nie nastawiam, żyję sobie z dnia na dzień w tej chwili dość uspokojona i jest dobrze. Nie walczę z nim, jak ma złe chwile i je wyladowuje na mnie olewam go totalnie, rozmawiam z nim dopiero jak jest zdolny do rozmowy. Wiem że będzie dobrym ojcem, bo jedyną sprawą która go teraz stopuje jest właśnie dziecko i jego dobro. Wiem ile czasu potrafi spędzić z ręką na moim brzuchu.... ale też widzę że sters związany z sytuacją czasem niestety znajduje ujście nie tam gdzie trzeba Wiem że kiedyś będę podchodzić do pewnych rzeczy które się teraz wydarzyły z mniejszymi emocjami, więc polecam wszystkim które mają taki problem po prostu wziąć i przeczekać - choć to chyba najtrudniejsze Odpowiedz Agusiek napisał(a):Martusia odgrywanie szczęśliwej nie pomagało. Przestałam i zaczęło mi być po prostu lepiej z samą sobą no i bardzo dobrze. Ja się okropnie męczyłam. Mój mąż nie raz usłyszal coś takiego jak Twój. Ale wierz mi, że nie ma co teraz gdybac i zastanawiać się jak to będzie później, jaki On będzie, czy np. już teraz wypominać mu, że jest kiepskim ojcem (ja to się chyba i do tego posunęłam ). A teraz naprawdę jest inaczej. Co prawda mój mąż nie spędza z dzieckiem jakoś straszliwie dużo czasu i właściwie to nic przy nim nie robi poza zabawą, ale mnie to specjalnie nie przeszkadza, bo ja się lubię dzieckiem zajmować. Podobno źle robię, że tak go przyzwyczaiłam, że nie musi nic przy Maćku robić, ale trudno. (Ale jak ja np. chcę wyjść gdzieś sama, to on z dzieckiem zostaje). Ja się jeszcze martwiłam o to, że skoro w ciąży czuję się tak fatalnie, to pewnie depresja poporodowa murowana, ale nic mi się takiego nie przydarzyło. Mimo tego, że poród był wywoływany i naprawdę koszmarny, a przed nim leżenie w szpitalu. Ja się też b. pozytywnie nastawialam na to co mnie czeka (- opieka nad dzieckiem itp) i to mi chyba dużo dało. Nie wiem czy mam takie cudowne dziecko, ale jeszcze mi się nie zdarzyło, zeby mi nerwy puscily, wiec to niekoniecznie musi byc tak, ze po porodzie to sie dopiero zacznie...Dziecko kiedys w koncu zasypia i wtedy ma sie czas dla siebie i dla meza. Zobaczycie dziewczyny, bedzie dobrze, tylko trzeba myslec pozytywnie;) Wiem, ze mi to teraz dobrze mówić, a będąc w ciąży, nie wiedziałam co to słowo oznacza Zresztą założyłam jakiś czas temu wątek o samotnych mamach, bo byłam święcie przekonana, że nią zostanę. Czasem sobie myślę, że bardzo żałuję, że tak mi się ułozyło w czasie ciąży. Nie wiem czy mogę powiedzieć, ze już wybaczyłam...Chyba jeszcze nie do końca, a juz na pewno nie zapomnę. Szkoda....bardzo szkoda... Odpowiedz Martusia odgrywanie szczęśliwej nie pomagało. Przestałam i zaczęło mi być po prostu lepiej z samą sobą, a i stosunek męża zaczął się zmieniać w momencie jak brzydko mówiąc zaczęłam go trochę olewać... i kilka razy powiedziałam że żadnemu dziecku nie będzie potrzebny taki ojciec który nie daje wlasnemu dziecku wsparcia od pierwszych dni. I kilka razy uświadomiłam mu że swoim zachowaniem szkodzi dziecku. Odpowiedz Do tych "zadr" się dopiszę. Miałam ich naprawdę sporo, część pochodziła z "docierania się", na które nałożyła się ciąża i hormony, a część z niezgodności charakterów mojego i eks męza, zaś chyba największa część z egoizmu Eksa, którego zresztą się do tej pory nie pozbył, ale to już nie moje zmartwienie. Niezależnie od źródeł też wydawało mi się, że nigdy nie wybaczę, nigdy nie zapomnę i nigdy nie przejdę nad tym do porządku dziennego. Z tych trzech gróźb spełniła się tylko jedna: nie zapomniałam. Za to wybaczyłam i przeszłam do porzadku dziennego. Jednak nawet ta pamięc jest pamięcią bez emocji i bez żalu. Akurat to nie ma związku z tym, że jesteśmy po rozwodzie- proces zaczął się wtedy, kiedy byliśmy jeszcze małżeństwem. Widać stąd, że każda taka subiektywna krzywda jest do naprawienia, jeżeli tylko "krzywdzący" się stara. A i kobieta w trakcie rozmaitych przemian i dojrzewania (bo macierzyństwo na ogół gwarantuje kurs dojrzałości w przyspieszonym tempie) patrzy na różne sprawy inaczej i chyba bardziej wyrozumiale. Tak więc nie nastawiaj się, Monia, negatywnie, bo choć naprawdę Cię rozumiem, to mam uzasadnioną nadzieję, że mąż Cię jeszcze pozytywnie rozczaruje i wiele z tych zadr przestanie się jątrzyć :) Pierwszy rok dziecka jest najbardziej wyczerpujący fizycznie, psychicznie i małżeńsko. Nie to, że chcę Was straszyć, ale lepiej zawczasu umowić się z samym sobą na duży dystans do problemów. Inaczej można się zajechać psychicznie, a czas i tak nam udowodni, że nerwy nie były potrzebne. Kerala Odpowiedz Agusiek napisał(a): ale wszystko to może się nagle z dnia na dzień odmienić i z pewnością tak będzie. Monia, jak masz ochotę płakać, to płacz, myślę, że to lepsze, niż masz tłumić emocje i trzymac to wszystko w sobie. Kerala pisała o gazetach, które przedstawiaja ciążę i relacje między partnerami prawie tylko w różowym świetle. Ja tylko dodam, że dla mnie dodatkowym powodem frustracji było to co czytałam na Forumi. Wszystkie dziewczyny pisały o swoich kochających mężach, głaszczących i gadających do ich brzuchów, czytałam to i czułam się jeszcze gorzej:( A teraz z perspektywy czasu wiem, że nie potrzebnie. Dla mnie ciąża to naprawdę był kiepski psychicznie czas i obwiniałam o to mojego męża, on zaś obwiniał mnie, że wszystko się posypało przez moje ciagłe gadanie, itp, itd... Teraz, tak jak pisałam jest ok, ale: Agusiek napisał(a):Jest parę takich rzeczy które siedzą baaaardzo głęboko we mnie i których nie zapomnę dłuugo niestety i ja niestety też... Ze mną było jeszcze o tyle źle, że ja przed wszystkimi ukrywałam jaka jestem nieszczęśliwa. Przed rodziną i znajomymi zgrywałam szczęśliwą ciężarówkę. A to też zupełnie niepotrzebnie... Odpowiedz Wiesz Monia, najgorzej mi było jak mnie mąż poczęstował "komplementem" - łajza.... :( nie potrafił zrozumieć że nie nie chcę, czy nie nie daję rady tylko po prostu nie mogę :( Jest parę takich rzeczy które siedzą baaaardzo głęboko we mnie i których nie zapomnę dłuugo :( niestety..... Brakuje naszym panom wyrozumiałości czasem, cierpliwości.... ale wszystko to może się nagle z dnia na dzień odmienić :) Odpowiedz No bo nie ma co ukrywac: ciąża i narodziny dziecka są momentem kryzysowym, bo zmienia się hierarchia wartości chociażby. Ale są też inne powody. Najgorzej zaś podejmować jakieś ostateczne decyzje typu rozstanie w okresie burzy i naporu. Dopóki pogoda się nie ustabilizuje warto się wstrzymać z decyzjami. Z drugiej strony jest też dodatkowy czynnik w postaci presji mediów rodzinnych i dzieciowych. Karmi się nas frazesami typu "to najpiękniejszy czas w związku dwojga ludzi", podsuwa się opowieści z życia, jak to Kazio masował Marioli opuchnięte stopy i czytał o rozwoju życia płodowego człowieka, zamieszcza ankiety "jak bardzo twój mąz kocha dzidziusia". U każdej kobiety, której ciąża i macierzyństwo odbiega od tego sztucznego wzorca, może pojawić się dość zrozumiała frustracja. A ja Wam powiem ze swojego skromnego doświadczenia, że rzadko który mężczyzna jest w stanie przeżywac ciążę partnerki bez zadawania sobei pytań, wątpliwości, niepewności i bez utraty bezpieczeństwa. Na szczęscie potem najczęsciej wraca to do normy. Warto jednak przypominać sobie od czasu do czasu, że na nic nie ma reguły, a już na pewno nie ma reguły na "jedyną prawidłową i wzorcową relację przyszłych rodziców". Bo ludzie są różni. Tak po prostu. Zagubiony mąż cięzarnej kobiety może byc fenomenalnym ojcem. Ojciec, którego męczy noworodek, może być swietnym kumplem dla trzylatka, bo dopiero wtedy odkryje pełną więź z dzieckiem. A są też tacy ojcowie, których do rany można przykładać przez dziewięć miesięcy ciąży, zaś po porodzie potrafią opuścić rodzinę. Tu nie ma reguł, każdy związek sam przechodzi ten sprawdzian. Dlatego lepiej nie martwić się na zapas i spokojnie robić swoje. kerala Odpowiedz Agusiek napisał(a):Monia, jak zaszłam w ciążę to myślałam że będzie to najradośniejszy okres w naszym życiu... a tu porażka... z mojego męża nagle wyszło kapryśne małe dziecko, które na domiar wszystkiego zaczęło być ze wszsytkiego niezadowolone, a najbardziej to już ze mnie.... na szczęście powoli wychodzimy już z tego ponurego okresu, choć zdarzają się nam jeszcze bardzo złe dni, ale był czas kiedy poważnie myślałam o rozstaniu :( No i u mnie jest identycznie....wszystko było napoczątku dobrze...a potem nagle zaczeło się psuć...dlaczego nie jest tak a nie tak...ciągłe wyrzuty, pretensje itp....mąż chciałby aby wygllądała jak piękna modelka...a ja naprawdę żle nie wyglądam...no wiadomo jak każda kobietka w ciaży...staram się dbać o Siebie a nie leżeć do góry brzuchem.... Tłumaczę mu ,że po porodzie wszystko będzie tak jak dawniej ale on chyba tego nie rozumię Agusiek napisał(a):I tak sobie myślę, że w momencie kiedy przychodzi tak ogromna zmiana w naszym życiu to nasi panowie po prostu przestają sobie w pewnym momencie z tym radzić. Jedni wczesniej drudzy później, przeraża ich perspektywa wychowywania dziecka, zmian z tym związanych, odpowiedzialności. Nie czują tak jak my pierwszych ruchów dziecka, nie są z dzieckiem tak emocjonalnie związani jak my dopóki tego dziecka nie zobaczą.... a jednocześnie widzą jak my się zmieniamy i psychicznie i fizycznie i budzi to w nich napewno frustrację. Rosną nam brzuchy, mamy różne dziwne dolegliwości, nie wyskoczymy z nimi na wyprawę w góry, czy potańczyć do białego rana ;) Zdają sobie sprawę z tego że przestają być jedynym obiektem naszych uczuć i zainteresowań i robią się zazdrośni. Jeśli do tego dojdą jakieś problemy związane z innymi sprawami, tak jak u Was może jest to budowa domu to po prostu zaczyna ich to przerastać i oddalają się od nas, ze strachu, ze zmęczenia, z niepewności. I wiesz wydaje mi się że nie ma na to rady. Może trzeba pozwolić im na oddalenie po to żeby mogli wrócić... Wiem że jest Ci ciężko, ale spróbuj skupić się na czymś innym, oczywiście nie zapominając o swoim mężu, ale też nie staraj się za wszelką cenę być jak najbliżej niego. Trzymam kciuki żeby się poukładało :usciski: Napewno jest wiele prawdy w tym co piszesz...oni poprostu nie wiedzą i nie zdają sobie sprawy z tego jak to jest być w ciaży...czasem mój mąż się dziwi...że jest mi źle...że jestem słaba...jego zdaniem powinnam biegać ,ćwiczyć a ja nie mogę...mam zakaz od lekarza i tego się trzymam A najgorsze jest chyba w tym wszystkim to ,że nie wolno Nam się kochać....już od ponad 7 miesiący...ale staram się aby nie zabrakło męzowi, czułości, pieszczot irp...ale jemu chyba poprostu brakuje sexu....czasem ma wrażenie, ze on żałuje, ze chcieliśmy miec dziecko...bo myślał ,że wszystko będzie dobrze...a niestety juz na poczatku pojawiły się problemy Dziękuje Wam za wszystkie rady i za wszystkie ciepłe słowa Odpowiedz patt napisał(a):Może właśnie chodzi o to o czym pisała fagih?? Może daj mu trochę odpocząć i spróbuj sama się sobą zająć a jego przez chwilę nie zaczepiać, może wtedy sam do Ciebie przyjdzie. Może on jest już trochę zmęczony wszystkimi obowiązkami, ale wstyd mu się przyznać. A może u Was jest tak samo jak u Martusi i jak dziecko się urodzi wszystko znowu będzie ok. Trzymaj się cieplutko, wszystko na pewno się ułoży. A jakbyś chciała się wyżalić pisz do nas. Własnie tak postanowiłam zrobić...zabrałam się za przygotowania do porodu....piorę, prasuje, układam itp...staram się sobie sama poświecić czas....zadbać o Siebie....bo potem to już nie będzie na nic czasu...mam nadzieje, ze będzie u mnie tak jak u Martusi Odpowiedz Martusia napisał(a):Monia, u mnie było podobnie. Przez prawie cała ciążę układało mi się z mężem fatalnie. Na palcach mogę policzyć dni, których w czasie ciązy nie przepłakałam. To był naprawdę koszmar. B. poważnie myślałam o rozstaniu, ale z drugiej str chciałam poczekać i zobaczyć jak to będzie gdy urodzi sie dziecko. No i zmieniło się wszystko! I to już następnego dnia po porodzie. Znowu poczułam sie szczęśliwa i to nie tylko za sprawą dziecka, ale i mąz zminił swoje zachownie o 360 st. Znów był czuły i kochany, bardzo się starał znaleźć dla mnie więcej czasu. I jest tak do tej pory. Życzę Ci żeby i u Ciebie tak się ten kryzys zakończył. Nie wiem tak do końca dlaczego tak się między nami posypało w tym czasie, ktory powinniśmy spędzić razem (ciąża). Po częsci to pewniw strach i b. duża odpowiedzialność (my budowę domu mamy na szczęście za sobą, ale to też dla mojego męża był ciężki czas, więc i dla związku ciężki ), a poza tym odkryłam (niestety dośc późno), że on był o to nienarodzone dziecko zazdrosny! Dla mnie to było nienormalne, ale podobno niektórzy faceci tak mają (ale nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mojego męza to dopadnie, natomiast już po porodzie zakochał sie w Maćku od pierwszego wejrzenia;)) - może i Twój mąż tak ma?! A poza tym, ja całą ciążę przesiedziałąm na zwolnieniu i z perspektywy czasu mogę się przyznać, że kurcze też nie byłam jakaś super słodka... Trzymaj się Monia i nie martw się! Bardzo Ci dziękuje za te słowa....jakbym czytała o sobie samej....dokładnie ja też myslałam ,że będzie tak cudnie bo przecież tak chcieliśmy tego maluszka a tu takie roczarowanie....ja też prawie codziennie płaczę...staram się nie denerwowac ale to jest silniejsze ode mnie....mam tylko nadzieje, że u mnie też będę takie zmiany po pordzie...marzę o tym i modle się kazdego dnia..aby tylko było lpeiej... Z tą zazdroscią to coś jest....też mam wrażenie, ze mój mąż chyba boi się o to ,że ja będę tylko poświęcać się Małej a dla niego już mi nie starczy czasu...a to przecież nie prawda....będę się jemu starała poświęcić każdą wolną chwilkę...przecież ja nadal bardzo mocno go kocham Odpowiedz Monia, jak zaszłam w ciążę to myślałam że będzie to najradośniejszy okres w naszym życiu... a tu porażka... z mojego męża nagle wyszło kapryśne małe dziecko, które na domiar wszystkiego zaczęło być ze wszsytkiego niezadowolone, a najbardziej to już ze mnie.... na szczęście powoli wychodzimy już z tego ponurego okresu, choć zdarzają się nam jeszcze bardzo złe dni, ale był czas kiedy poważnie myślałam o rozstaniu :( I tak sobie myślę, że w momencie kiedy przychodzi tak ogromna zmiana w naszym życiu to nasi panowie po prostu przestają sobie w pewnym momencie z tym radzić. Jedni wczesniej drudzy później, przeraża ich perspektywa wychowywania dziecka, zmian z tym związanych, odpowiedzialności. Nie czują tak jak my pierwszych ruchów dziecka, nie są z dzieckiem tak emocjonalnie związani jak my dopóki tego dziecka nie zobaczą.... a jednocześnie widzą jak my się zmieniamy i psychicznie i fizycznie i budzi to w nich napewno frustrację. Rosną nam brzuchy, mamy różne dziwne dolegliwości, nie wyskoczymy z nimi na wyprawę w góry, czy potańczyć do białego rana ;) Zdają sobie sprawę z tego że przestają być jedynym obiektem naszych uczuć i zainteresowań i robią się zazdrośni. Jeśli do tego dojdą jakieś problemy związane z innymi sprawami, tak jak u Was może jest to budowa domu to po prostu zaczyna ich to przerastać i oddalają się od nas, ze strachu, ze zmęczenia, z niepewności. I wiesz wydaje mi się że nie ma na to rady. Może trzeba pozwolić im na oddalenie po to żeby mogli wrócić... Wiem że jest Ci ciężko, ale spróbuj skupić się na czymś innym, oczywiście nie zapominając o swoim mężu, ale też nie staraj się za wszelką cenę być jak najbliżej niego. Trzymam kciuki żeby się poukładało :usciski: Odpowiedz Może właśnie chodzi o to o czym pisała fagih?? Może daj mu trochę odpocząć i spróbuj sama się sobą zająć a jego przez chwilę nie zaczepiać, może wtedy sam do Ciebie przyjdzie. Może on jest już trochę zmęczony wszystkimi obowiązkami, ale wstyd mu się przyznać. A może u Was jest tak samo jak u Martusi i jak dziecko się urodzi wszystko znowu będzie ok. Trzymaj się cieplutko, wszystko na pewno się ułoży. A jakbyś chciała się wyżalić pisz do nas. Odpowiedz Acha, no i chciałam jeszcze dodać, że u nas kolacje we dwoje i inne tego typu pierdoły nie dawały zadnych rezultatów. Od następnego dnia znów było tak samo. Pomogło urodzenie dziecka;) A, i ja też mówiłam mojemu mężowi czego od niego potrzebuję, ale chyba mówiłam za często i on miał mnie już dość i rezultat był wręcz odwrotny. Odpowiedz Monia, u mnie było podobnie. Przez prawie cała ciążę układało mi się z mężem fatalnie. Na palcach mogę policzyć dni, których w czasie ciązy nie przepłakałam. To był naprawdę koszmar. B. poważnie myślałam o rozstaniu, ale z drugiej str chciałam poczekać i zobaczyć jak to będzie gdy urodzi sie dziecko. No i zmieniło się wszystko! I to już następnego dnia po porodzie. Znowu poczułam sie szczęśliwa i to nie tylko za sprawą dziecka, ale i mąz zminił swoje zachownie o 360 st. Znów był czuły i kochany, bardzo się starał znaleźć dla mnie więcej czasu. I jest tak do tej pory. Życzę Ci żeby i u Ciebie tak się ten kryzys zakończył. Nie wiem tak do końca dlaczego tak się między nami posypało w tym czasie, ktory powinniśmy spędzić razem (ciąża). Po częsci to pewniw strach i b. duża odpowiedzialność (my budowę domu mamy na szczęście za sobą, ale to też dla mojego męża był ciężki czas, więc i dla związku ciężki ), a poza tym odkryłam (niestety dośc późno), że on był o to nienarodzone dziecko zazdrosny! Dla mnie to było nienormalne, ale podobno niektórzy faceci tak mają (ale nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mojego męza to dopadnie, natomiast już po porodzie zakochał sie w Maćku od pierwszego wejrzenia;)) - może i Twój mąż tak ma?! A poza tym, ja całą ciążę przesiedziałąm na zwolnieniu i z perspektywy czasu mogę się przyznać, że kurcze też nie byłam jakaś super słodka... Trzymaj się Monia i nie martw się! Odpowiedz Monia, zawsze mogę z Tobą pogadać. Rozumiem Cię doskonale. Jeśli masz ochotę to w ciągu dnia dostępna jestem na gg nr 1564537. Odpowiedz ewa78 ślicznie Ci dziękuje za te słowa...są dla mnie bardzo ważne...przynajmniej wiem...że ktoś przechodził przez to co ja...i ktoś może mi zawsze doradzic.....ja też mam nadzieje, że bedzie lepiej niz jest teraz Odpowiedz Coś, mnie wywaliło świat to zmienią się relacje pomiędzy wami. Trzymam kciuki Odpowiedz Monia, jakbym widziała siebie sprzed czterech lat. Dokładnie to samo przechodziłam. Ciąża, samotność (nowe miejsce zamieszkania i brak bliskich i znajomych) i zapracowany, gburowaty mąż. Powiem Ci jedno. Nie warto płakać, szkoda Twoich łez, a podobno dzidziuś też wyczuwa Twoje emocje. Musisz znaleźć coś co pochłonie Twój wolny czas i nie pozwoli Ci na złe myśli. Jestem przekonana, że to jest chwilowe i z momentem przyjścia dzidzi na Odpowiedz Dziękuje Wam za wszystkie dobre słowa.... Napewno macie racje....staram się jakoś do niego dotrzeć...mówię mu ,że oczekuje trochę ciepła, zrozumienia, pomocy, rozmowy...że jest mi naprawdę ciazko nie tylko psychicznie ale również fizycznie...ale on jakby tego wogóle nie rozumiał.... a ja już nie wiem jak do niego dotrzeć... Teraz są ostatnie tygodnie kiedy możemy się nacieszyc sobą...bo jesteśmy tylko we dwoje...a po porodzie wiadomo spadnie na Nas mnustwo nowych obowiązków...i raczej będzie mało czasu dla Nas dwojga....mam nadzieje, że może to tylko taki czas...kiedy On potrzebuje chwil dla siebie, chce się jakoś przygotować do roli ojca i wszystko sie zmieni...staram się być dobrej myśli....mam nadzieje, że się uda Odpowiedz Ja dodałabym jeszcze jedną możliwą przyczynę. Sama pisałaś w innym wątku, że czujesz się samotna, nieco opuszczona, że z bliskich osób został mąż, że nie masz z kim wyjść, oderwać się od domu. Być może to również za dużo dla niego - dom, praca, uczenie się życia z żoną, ciąża plus jeszcze obowiązek rozmawiania, słuchania, zajęcia się żoną, która się zbytnio na nim niechcący koncentruje. Nie wiem jak u Was do tej pory bywało ale my oboje z mężem zarówno przed ślubem jak i teraz miewamy okresy 'zmęczenia materiału'. Jest czas, kiedy oboje odczuwamy wzmożoną potrzebę przebywania ze sobą, przytulania, rozmowy, choćby o dup...elach. Są również momenty, kiedy mamy tego serdecznie dość, potrzebujemy chwili luzu, żeby nie zostać 'zagłaskanym'. Gorzej, kiedy takie okresy nie są ze sobą styczne - wtedy zdarzają się tarcia. Odpowiedz Zawsze zostaje dobry psycholog, który potrafi poukładac emocje, może pomóc. A są i darmowe spotkania, więc się tu nie przejmuj pieniędzmi, trzeba go tylko znaleźć. Tak jak już padło, może to mieć (a raczej na pewno) swój powód w budowie domu, Twoim stanie zdrowia, ogólnie może się martwić czy podoła. Mężczyźni inaczej to pojmują - najpierw musi pochodzic ze zmarszczonymi brwiami (a kobieta już truchleje na ów widok ;) ), by powiedzieć z różami i czekoladą - poradzimy sobie! Odpowiedz Monia, kryzysy trwają czasami dluzej niz pare dni. 2-3 miesiace sie zdarzaja nie tylko ze sie denerwujesz, bo nie jest to dobre alni dla ciebie ani dla dzieciatka. Nie wiem ile ze soba jestescie, ale w kazdym zwiazku sa momenty kiedy jest gorzej,wlasnie takie, kiedy czlowiek potrafi w najblizszej osobie znalezc tylko wady, nie docenia tego, co ma i cootrzymuje od tej drugiej osoby kazdego dnia. Bywa tak kiedy na czlowieka spadnie za duzo. Wierz mi, znam to z autopsji z ostatniego miesiaca. Tylko ze to ja bylam ta osoba, ktora w mezu nie widziala nic sensownego. Dlatego wiem jak ty sie czujesz, ale umiem tez zrozumiec twojego meza. Wierze ze wszystko sie ulozy u was :) Odpowiedz zgadzam sie z dziewczynami - moze on czuje sie przytloczony, bo za duzo na niego spadlo naraz? proponuje znalezc jakis wolniejszy wieczor, ugotowac cos pysznego i wykwintnego i urzadzic kolacje przy swiecach. ale nie tak, zeby po niej nastapila rozmowa i znow padly powazne oskarzenia, ale zupelnie na luzie. po kolacji polozcie sie obok siebie i poprostu poprzytulajcie - tak zeby przywolac te bliskosc, ktora jeszcze niedawno miedzy wami byla. sporobuj, moze to zadziala? po jego reakcji bedziesz mogla ocenic czy to tylko chwilowa sprawa czy tez moze dzieje sie cos powaznego. Odpowiedz a powiedzialas mu czego ze tego od niego potrzebujesz teraz? bo moze on nie zdaje sobe sprawy z tego ze Ci ciezko (faceci nie bywaja w ciazy) no i glowa do gory, to na pewno kwestia hormonow, brzydkiej pogody itp... bedzie dobrze!! :goodman: Odpowiedz Brydzia, ciąża nie wyklucza bliskości fizycznej ;) 8) Monia, daj sobie trochę czasu. Dystansowanie się od ciążowych hormonów, kiedy jest się w ciązy wychodzi raczej średnio. To tak jakbyś próbowała obejrzeć pralkę z zewnątrz jednoczesnie wirując w jej bębnie. No i zostaje jeszcze to wyświechtane "docieranie się". Jeżeli tylko nie dzieje się nic dramatycznego- zrelaksuj się, obejrzyj sobie coś przyjemnego, poczytaj coś optymistycznego, zrób sobie miły wieczór we dwoje lub pojedynczo, może wyjdź do kina i spokojnie poczekaj. Przed Tobą ostatnie miesiące, które należą wyłącznie do Ciebie i męza. Potem trzeba się będzie nimi dzielić z kimś trzecim. Tak więc głowa do góry, znajdź sobie jakieś miłe zajęcie i po prostu się trzymaj. Kerala Odpowiedz wiesz, co a moze on po prostu jest troszkę zmęczony twoim brzusiem, brakuje mu delikatnie mówiąć... bliskości w sensie fizycznym. Sama nie wiem, ja myślę, ze trzeba to przezczekać. Odpowiedz Brydzia napisał(a):Cóż ja mogę powiedzieć, ostatnio nie jestem zbyt optymistycznie nastawiona do świata, ale moze warto się na siebie barziej otworzyć, moze częściej wychodzcie do kina, na spacery...Moze pomoże się bardziej zblizyć do siebie. Naprawdę próbowałam....ale nie udaje się...na spacerach to przeważnie ja mówię..a mąż tylko czasem coś odpowie...zresztą tu praca...tu budowa domu...ja jestem przy Nim rozmawiam o budowie, pocieszam go jeśli coś jest nie tak...i oczekiwałabym tego samego...a on wogóle nie zwraca na mnie uwagi....już naprawdę nie wiem co robić Odpowiedz Cóż ja mogę powiedzieć, ostatnio nie jestem zbyt optymistycznie nastawiona do świata, ale moze warto się na siebie barziej otworzyć, moze częściej wychodzcie do kina, na spacery...Moze pomoże się bardziej zblizyć do siebie. Odpowiedz
Joanna Chitruszko, żona Pawła Małaszyńskiego, jest tancerką. Joanna Poremba, żona fotografa Jacka Poremby jest modelką i właścicielką pracowni cukierniczej. Żona Andrzeja Smolika, Anna Głuszko-Smolik zajmuje się fotografią i grafiką. W Dzień Dobry TVN opowiedziały nam o tym jak to jest żyć ze znanym mężem.
Proszę o radę mam męża starszego o 11 lat dwie za mąż bardzo młodo zaszłam w ciąże znaliśmy się niecały rok. Rok temu go go nie kochałam. Żyjemy zgodnie rzadko uprawiamy sex. Nie czuję do męża nic oprócz tego że jest moim się myślą że nigdy nie będę szczęśliwa nigdy nie przeżyłam z mężem takiej namiętności stanu nie czuję żadnej więzi z dobrym człowiekiem ale nie wiem czy mogę normalnie tak dalej żyć jestem w rozsypce. KOBIETA, 34 LAT ponad rok temu Jak radzić sobie z kryzysem? Zadręczanie się i bycie w rozsypce nie służy ani Pani, ani mężowi, ani córkom. Może byłaby Pani skłonna zaprosić męża na terapię małżeńską? Mogliby Państwo szczerze porozmawiać o swoich uczuciach i potrzebach, i wspólnie - albo osobno - podjąć decyzję, czy Państwa relacja może być jeszcze satysfakcjonująca, czy raczej będą Państwo woleli ją zakończyć, minimalizując "straty". Jeżeli mąż nie da się namówić na wspólną terapię, Pani sama mogłaby skorzystać z kontaktu z psychologiem. Obiektywna i życzliwa osoba pomoże Pani poukładać sobie myśli, uczucia, plany. 0 Witam, proszę rozważyć udanie się z mężem na terapię dla par. Będą tam Państwo mieli okazję zastanowić się nad przyszłością związku. To takiej formy psychoterapii konieczna jest jednak motywacja obojga z Państwa. Jeżeli maż nie chciałby brać w niej udziału może Pani podjąć psychoterapię indywidualną, gdzie również otrzyma Pani wsparcie oraz będzie miała okazję przyjrzeć się bliżej swoim uczuciom. Pozdrawiam 0 Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych znajdziesz do nich odnośniki: Nie kocham już męża - co mam robić? – odpowiada Magdalena Pikulska Rozstanie z mężem i ciąża – odpowiada Mgr Patrycja Stajer Jak skutecznie odciąć się od byłego, który mnie zostawił i przezwyciężyć lęk, że będę sama do końca życia? – odpowiada Mgr Patrycja Stajer Jak przekonać męża do terapii małżeńskiej? – odpowiada Mgr Kamila Drozd Problemy z alkoholem po stracie męża – odpowiada Mgr Zuzanna Starczewska Jak poprawić relacje w małżeństwie? – odpowiada Mgr Patrycja Stajer Separacja z mężem – odpowiada Mgr Maciej Rutkowski Brak porozumienia z mężem – odpowiada Maria Fraszewska Brak ochoty na seks z żoną od 4 lat po 6 latach małżeństwa – odpowiada Mgr Patrycja Stajer Jak rozmawiać z mężem, który nie wykazuje zainteresowania? – odpowiada Mgr Agnieszka Jagielak artykuły .