Jakie geny mamy we krwi? Co się działo na ziemiach między Wisłą a Odrą w połowie I tysiąclecia? Jakie społeczności zamieszkiwały te tereny? To jedna z najwię
Za wcześnie na ostateczne wnioski dotyczące sezonu, bo decyzję o wyjeździe zostawiamy na ostatnią chwilę, więc sierpień wciąż jest dla nas zagadką – mówią rezerwacji do ostatniej chwiliW stosunku do ubiegłego roku średnia cena za osobę za noc wzrosła o około 8 proc. z 88 do 95 zł. W poszczególnych regionach oraz w zależności od typu wybranego obiektu, szczególnie w najpopularniejszych miejscowościach, te różnice kształtować się mogą nieco inaczej – wynika z analizy danych dotyczących rezerwacji Polaków dokonanych od stycznia do lipca 2022 roku w porównaniu do tego samego okresu roku Na półmetku wakacji trudno jeszcze o ostateczne wnioski i podsumowania, bo widzimy, że okno rezerwacyjne bardzo się skraca i decyzje wyjazdowe podejmowane są na ostatnią chwilę. Widzimy, że to, co najbardziej charakteryzuje ten sezon, to skrócenie wyjazdów – średnio o jeden dzień i właśnie odkładanie rezerwacji na ostatni moment - podkreśla Natalia Jaworska z część artykułu pod materiałem wideoZobacz także: Coraz droższe wakacje. Psycholog ma dla rodziców jedną radęW zeszłym roku średni czas rezerwacji krajowych wakacji wynosił 4-5 dni, w tym roku są to średnio 3-4 dni. Polacy skracają wyjazdy z powodu wzrostu nie tyle samych cen usług noclegowych, ale usług towarzyszących, czy ze względu na ceny rezerwacji – tak jak w zeszłym roku – jest w Zakopanem, Gdańsku, Krakowie, Kołobrzegu i w Warszawie. W topowej piątce ceny kształtują się średnio od 91 złotych za osobę za noc w Zakopanem, do aż 120 złotych za osobę za noc w Gdańsku. Za wyjazd do Gdańska na 3 noce dla 3 osobowej trzeba zapłacić średnio 1162 wyjazdu, omijanie głównych kierunków turystycznych i wybór tańszych miejsc zakwaterowania to nie jedyny sposób na budżetowe wakacje. Polacy zaczęli oszczędzać na Mamy wiele zapytań o to, jak daleko od obiektu znajdują się sieciowe sklepy spożywcze i dyskonty, goście wypytują też bardziej szczegółowo niż dotąd o stan wyposażenia kuchni w domkach czy apartamentach – relacjonuje ekspertka. – Własny grill, kuchenka i lodówka turystyczna to częsty ekwipunek turystów, wybierających się na przykład nad jeziora – którzy jeszcze nie zdecydowali co zrobić z wolnym w sierpniu, wciąż mają szansę znaleźć noclegi w cenie poniżej 80 złotych za noc za osobę. Na przykład w Wiśle średnia cena to 77 złotych, co za wyjazd dla rodziny czteroosobowej na 3 noce oznacza wydatek 957 złotych. Zamiast samochodu autokar lub pociągJeszcze taniej jest w Bukowinie Tatrzańskiej czy Białym Dunajcu. Tym, którym marzy się wypoczynek nad wodą eksperci polecają wyjazd na Mazury, chociaż nie do Mikołajek – tzw. Mazurska Wenecja wiąże się bowiem z kosztami porównywalnymi do Gdańska czy radzą, aby ci, którzy wybierają wypoczynek w kraju postarali się zorganizować wyjazd samodzielnie, a nie przez biuro podróży i żeby uważnie porównywali ceny w platformach rezerwacyjnych, porównywarkach cenowych i na stronach obiektów. Ze względu na koszty paliwa warto rozważyć jazdę pociągiem lub autokarem. Dobrze też jest roztropnie się spakować, zabrać wszystko, co może okazać się potrzebne, żeby nie przepłacać na miejscu w wakacyjnych jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze tury...3 dni temuJa posiadam swojego kampera. Jadę i zatrzymuje się gdzie chce. Mam swoje jedzenie, mogę się wykąpać. Jestem niezależny. Mam głęboko te hotele, restauracje zamiast auta, dobre sobie, na pewno nie dla rodziny 4 osobowej. Ktoś to liczy zanim napisze? A co złego w gotowaniu samemu? Ceny z wyżywieniem to porażka. Rozumiem , ze wszystko podrożało, ale dla nas również i nas nie stać na odpoczynek z wyżywieniem. Najśmieszniejsze jest to, że taniej jest we Włoszech niż w Polsce. Ale oczywiście polski "przedsiębiorca" musi narzekać i dorobić się w jeden sezon. Zimne morze, zasyfione , drożyzna, tandeta i bylejakość. Coś dla Janusza Cymbergaja. Nigdy więcej polskiego morza i jęczą ze w Gdańsku jest drogo, ale niech pamiętają ze tutaj tez żyją ludzie i jakoś dają radę cały miesiąc. Chociaż możecie oczywiście nie przyjeżdżać-będą mniejsze korki i brak tłoku na plazy To straszne co zrobiła z nami Dobra Zmiana! Oby Platforma po wyborach przywróciła normalność, demokrację, tolerancję i niskie ceny benzyny. Jest to filia kanału Jasna Strona Mocy! ;) Łapka w górę kto z nami! :) Proszę subskrybować kanał! ;) Mocy PRZYBYWAJ!!! Niech ŚWIATŁO WIEDZY ROZJAŚNI to ZACIE Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że trwające od wczoraj dyskusje dotyczące rasistowskich określeń i rzekomej szkodliwości „W pustyni i w puszczy” nie są niczym nowym. Polacy od dawna mają poważny problem z zaakceptowaniem swoich własnych rasistowskich skłonności, a debata wokół słowa „murzyn” doskonale to uzewnętrznia. Przewodnicząca Rady Języka Polskiego już w sierpniu zeszłego roku podkreślała w rozmowie z że to wyraz „obarczony złymi skojarzeniami”. Wyraźnie sugerowała też, żeby go nie używać, skoro część osób obraża. Po prostu ze zwykłej ludzkiej podaje portal Rzeczpospolita, sprawa miała ciąg dalszy. W październiku podczas cyklicznego spotkania plenarnego Rada Języka Polskiego jednogłośnie potwierdziła opublikowaną w sierpniu publicznie opinię prof. Marka Łazińskiego. Inna sprawa, że postawa tego ciała doradczego miała przez cały ten czas charakter raczej koncyliacyjny. dlatego zamiast zakazywania słowa „murzyn” mówi się raczej o odradzaniu jego używania. Dlatego raczej nie zamknie to dyskusji na ten temat. Podobnie jak tej poświęconej „W pustyni i w puszczy”. Moja 11 letnia córka przebrnęła przez „W pustyni i w puszczy”. Nie ma chyba w polskiej literaturze drugiej podobnej perły łączącej w takim natężeniu rasizm, kolonializm i patriarchat. Kanon lektur w podstawówce nadaje się do kosza. Przestańmy męczyć i zatruwać dzieci!— Maciej Gdula (@m_gdula) February 28, 2021 Wiceminister MEiN T. Rzymkowski odniósł się do mojej krytyki W pustyni i w puszczy: „Powieść naszego noblisty Henryka Sienkiewicza jest stałym elementem kanonu nie tylko humanistyki, ale również wychowania, kształtowania postaw wśród młodych ludzi”. No właśnie to jest problem🤷🏻‍♂️— Maciej Gdula (@m_gdula) March 4, 2021 Nowa odsłona dyskusji o obecności Henryka Sienkiewicza w kanonie lektur szkolnych wybuchła po serii tweetów socjologa i posła Lewicy Macieja Gduli. Naukowca poruszyła sytuacja jego rodzonej córki, która z dużymi trudnościami przebrnęła przez „W pustyni i w puszczy”, dlatego postanowił ponownie zajrzeć do tej książki. A potem oburzył się na cały kanon i zaapelował o wyrzucenie z niego opowieści o Stasiu i Nel. Na co szybko odpowiedział mu w rozmowie z PAP-em wiceminister edukacji i nauki Tomasz Rzymkowski: Na „W pustyni i w puszczy” wychowały się pokolenia Polaków. Powieść naszego noblisty Henryka Sienkiewicza jest stałym elementem kanonu nie tylko humanistyki, ale również wychowania, kształtowania postaw wśród młodych ludzi. Pan profesor Gdula próbuje za wszelką cenę zaistnieć i coraz to dalej idące postulaty składa w imię rewolucyjnego zacietrzewienia, aby dotychczasowy świat zamienić w perzynę. Maciej Gdula wykorzystał jednak powyższą wypowiedź jako wzmocnienie swojego argumentu w późniejszym artykule opublikowanym na łamach Krytyki Politycznej. Bo skoro „W pustyni i w puszczy” jest rasistowska i wychowała pokolenia Polaków, to znaczy że właśnie Sienkiewicza należy uznać za głównego winowajcę obecnych w naszym społeczeństwie nietolerancyjnych postaw. I dlatego należy go zakazywać lub ewentualnie przenieść powieść z 1911 roku do omawiania przez licealistów. Należy tu rozgraniczyć dwie sprawy. Rasizm w „W pustyni i w puszczy” oraz wpływ tej książki na pokolenia Polaków. Co do tego pierwszego punktu naprawdę nie można mieć wątpliwości. Książka Henryka Sienkiewicza jest pełna rasistowskich stereotypów, przede wszystkim w kreacji postaci Kalego. Pisałem już o tym dokładnie wcześniej, więc po prostu odsyłam do tamtego tekstu. Czy Sienkiewicz był w takich poglądach odosobniony? Oczywiście nie, choć też rozgrzeszanie go z tego powodu mija się z celem. Wyrażane przez obu polityków przekonanie o wielkim wpływie „W pustyni i w puszczy” na miliony Polaków nie jest jednak poparte żadnymi konkretnymi bardziej realnym problemem jest nawet nie to, że o rasizmie w tej książce się nic nie mówi. Mówi się całkiem sporo, czasem również w szkołach. Większym kłopotem jest to, że część kanonu lektur szkolnych jest zbudowana z tytułów pisanych archaicznym językiem i dotyczących oderwanych od rzeczywistości tematów. Interesujących książek, na bazie których można omawiać temat rasizmu nie brakuje, czy naprawdę musimy katować uczniów akurat takimi pisanymi w zacytowany poniżej sposób? Jutro Kali pochować Fumbę i ściąć dla Fumby i dla Kalego tylu niewolników, ile obaj mają palców u rąk, ale dla bibi i dla pana wielkiego Kali kazać ściąć Faru, syna Mamby, i wengi, wengi innych Samburów, których połapali Wa-himowie. Omawianie jest tu natomiast słowem-kluczem. I naprawdę nie trzeba wysyłać książek na licealne zesłanie, żeby to osiągnąć. Zwrócił na to uwagę choćby Tomasz Terlikowski, który sprzeciwił się wyrzucaniu „W pustyni i w puszczy” z kanonu. Ale apeluje o inteligentne podchodzenie do tej powieści w rozmowach z uczniami i własnymi dziećmi. Na co naprawdę nie warto czekać aż osiągną pełnoletniość i będą przygotowywać się do matury. Trudno się z tym głosem dziennikarza nie zgodzić, choć nie wszystkie elementy jego wypowiedzi budzą równie pozytywny rasistowskich skłonności Sienkiewicza jako „łagodnego rasizmu” i „ciepłego spojrzenia jak na tamte czasy” to dosyć ohydne pójście na łatwiznę (przeciwko czemu Terlikowski niby sam protestuje). Można czasem odnieść wrażenie, że w dzisiejszych czasach na wszystko patrzy się zero-jedynkowo. Tak jakbyśmy mieli tylko dwie opcje: uznać Henryka Sienkiewicza za geniusza nad geniuszy, który nic złego nigdy nie zrobił albo za rasistę, którego należy zamknąć pod kluczem na wieki przecież najbardziej racjonalna jest inna droga. Udawanie, że książki z dawnych czasów nie propagują żadnych negatywnych postaw jest czymś złym. Ale próba przerobienia ich według współczesnej mentalności też stanowi zakłamywanie historii. O Sienkiewiczu i innych artystach należy dyskutować, lecz lepiej robić to z głową. Polacy, w przeciwieństwie kolonizatorów nie musieli się ze swoich działań tłumaczyć więc i znaczeniowej ewolucji u nas też nie było. Może warto o tym pamiętać, zanim wszystko zostanie
Polskość czarnych Polaków na Haiti 10 sty 20 15:22 Ten tekst przeczytasz w 7 minut "Kowal. Rzepa. Osika. Ptak". To żadna wyliczanka, lecz nazwiska założycieli polskiego miasta Cazole na Haiti. Na tych odległych terenach przed dwoma wiekami zjawili się Polacy na rozkaz Napoleona, by stłumić powstanie buntowników. Ich następcy żyją tam i mówią o sobie dziś "jesteśmy potomkami Polaków, tzn. my jesteśmy również Polakami", mimo że w naszym języku dziś nie mówią. Jednak słowiańska kultura i sentyment w różnych wymiarach pozostała tam do dziś. Foto: Barbara Kaja Kaniewska, Światosław Wojtkowiak / Potomkowie Polaków wysłanych na Haiti przez Napoleona W ramach naszej kampanii "WybieramyPrawdę" przypominamy wybrane teksty Onetu, które wpłynęły na otaczającą nas rzeczywistość. W najbliższych miesiącach na stronie głównej będą prezentowane kolejne artykuły z serii Polskie legiony zostały wysłane na Haiti, by pomogły stłumić bunt i opanować chaos wywołany przez walczących o wolność niewolników Polacy w końcu przeszli na stronę czarnych buntowników, którzy wywalczyli niepodległość Część Polaków po wojnie pozostała na wyspie, biorąc sobie za żony haitańskie kobiety Polacy założyli na Haiti wieś Cazale, w której mieszkają do dziś ich potomkowie Skąd oni tam się wzięli? Haiti tak jak Portoryko, Honolulu, boskie Buenos i życie jak w Madrycie wydaje się być synonimem eldorado, a zarazem jakimś odległym terenem, prawie już na końcu świata. W przypadku Haiti tak naprawdę było, a zwłaszcza do XIX wieku. Do tego czasu ta najbogatsza kolonia francuska dysponowała żyzną glebą do plantacji indygo i trzciny cukrowej, nadal egzotycznych produktów jak na Europę. Stąd standard życia właścicieli ziem na Haiti stawał się coraz lepszy, a zdrowie ich niewolników coraz gorsze ze względu na niekończące się godziny pracy i tropikalne zarazy. Jednak hasło "wolność, równość, braterstwo" wykrzyknięte podczas rewolucji francuskiej odbiło się głośnym echem także i na Karaibach. Niewolnicy rozpoczęli wojnę o wolność, a cesarz Napoleon walkę z nimi. Wysłał polskie legiony na tamte ziemie, by stłumiły bunt i opanowały chaos. O poczynaniach tych wspomina nawet Adam Mickiewicz w "Panu Tadeuszu" "Gdzie się cukier wytapia i gdzie w wiecznej wiośnie / Pachnące kwitną lasy; z legiją Dunaju / Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju". Potomkowie Polaków wysłanych na Haiti przez Napoleona Podróż polskich legionistów na Haiti nie była ani łatwa, ani krótka. Musieli znieść trzy miesiące na wodach Atlantyku, by później znosić choroby tropików i walkę z nieznanym wrogiem - czarnymi buntownikami. Ci znali tereny jak nikt inny i mieli przewagę niemałą, a co więcej żal w oczach za dotychczasowe katusze dalekie geograficznie i moralnie od "europejskich standardów" zachowania - tresowanie przez kolonizatorów psy na niewolnikach by były bardziej agresywne w przypadku niebezpieczeństwa. Cała ta złość buntowników "w końcu" się ujawniła. Stąd też polscy żołnierze stojący w szeregach francuskich przestawali stać, lecz padać, jeden po drugim walcząc o interesy Bonaparte w niesłusznej sprawie. Foto: © Creative Commons Napoleon Bonaparte To coraz mniejsze grono z Polski dostrzegało coraz więcej koneksji z haitańskimi powstańcami, aniżeli z kolonizatorskimi oprawcami. Czarni buntownicy walczyli przecież o swoją wolność tak jak Polacy o swoją niepodległość w trakcie rozbiorów. Polacy przeszli na stronę czarnych buntowników, którzy wywalczyli niepodległość, tworząc tym samym pierwszą konstytucję, trzeba przyznać dość rasistowską. Mimo braku szacunku do białych ludzi ze względu na złe doświadczenia z ich strony, Polaków oszczędzono, a nawet wyróżniono. W konstytucji wspomniano - by ich nie zabijać mimo swojej białej skóry oraz by nadać im obywatelstwo. Tak się stało, co dało początek lżejszej już historii Polaków na Haiti. Foto: Shutterstock Haiti La Pologne - życie już nie białych Polaków, lecz czarnych Po tych dramatach część Polaków wolała wrócić do Europy, część pozostała na wyspie, biorąc sobie za żony haitańskie kobiety. La Pologne - czyli tak zwani polscy legioniści rozproszyli się po wyspie, zasiedlając się na terenach takich jak: Fond Blanc, Fond des Blancs, Gri Gri, Port Salut, Roche-a-Bateau, Cazale. To ostatnie miejsce jest do dziś wsią polską, choćby z tego względu, że to właśnie Polacy ją założyli. Jej nazwę tłumaczy się jako Dom Zalewskiego, "zal", ca"zal"e. Do Cazale nie prowadzi żadna dojazdowa droga, co nie wpływa korzystnie na łączność z resztą wyspy. Współgraniczy jedynie ze wsiami na tym samym wzniesieniu. Polacy żyjący tam obecnie zajmują się podobnymi sprawami: mężczyźni hodują fasolę, proso i banany lub też dziergają kapelusze i krzesła. Natomiast kobiety trudnią się handlem żywnością. Foto: Cazale, Haiti. Zdjęcie zrobione w czasie projektu "Polacy na Haiti" W Polakach żyjących na tych ziemiach tkwił tradycyjny polski duch, który nie był tym właściwym według władcy Haiti, tzw. Papa Doc i jego syna - Bébé Docowi. Dopuścili się oni rzezi na Polakach, gdyż uważali, że Polacy są zbyt odmienni od pozostałych. W trakcie dewastacji wsi polscy mieszkańcy utracili większość świadectw polskości; dokumenty, zdjęcia, zabudowę podobną do szlacheckich dworków polskich oraz cmentarz z nagrobkami, na których widniały polskie nazwiska. Foto: Cazale, Haiti. Zdjęcie zrobione w czasie projektu "Polacy na Haiti" O tym pisze włoski reporter w książce "Zaginione białe plemiona". Mimo utraty polskich pamiątek polskość w jakimś wymiarze przetrwała. Polskość tu jawi się bardziej w ramach tożsamości międzykulturowej, a w zasadzie ponadterytorialnej, która jest dla Haitańczyków wartością duchową i ponadwymiarową. Przykładem tego jest chociażby fakt, że Haitańczycy klęczą przed ołtarzykiem, na którym króluje postać wywodząca się z kultu Matki Boskiej Częstochowskiej. A ołtarzyków tych jest cała masa na Haiti. Matka z Częstochowy ewaluowała do Erzueli Dantor - bóstwa voodoo. Erzueli jednakże nie trzyma synka Jezuska, lecz córeczkę Anais. Wersja haitańska Czarnej Madonny nie spogląda na nas z koroną na głowie, lecz z pióropuszem zrobionym z ananasa. Foto: / Erzuelia Dantor i Matka Boska Częstochowska A co do kultury… pewne obyczaje też przetrwały - tańczy się tu polkę i zaplata się warkocz, tak jak to robią dziewczyny znad Wisły. Włosy te często są w kolorze blond, oczy zielone lub niebieskie, i skóra jest jaśniejsza niż przeciętnie na tych terenach, jak połączenie kawy z mlekiem… Mulaci, Kreole. Foto: Cazale, Haiti. Zdjęcie zrobione w czasie projektu "Polacy na Haiti" Język, trochę niebywały! Jesteśmy świadomi, że zapożyczenia, migracje są chyba we wszystkich językach świata, ale stosunkowo rzadko terminy w językach obcych mają polskie odniesienia, chyba że w języku niemieckim mówi się "o polskim wyjściu" - "polnischer Abgang", co w naszym polskim języku tłumaczymy jako angielskie wyjście - to właśnie bez pożegnania. Natomiast w języku kreolskim, którym to językiem większość haitańskich mieszkańców się posługuje na co dzień, takich powiedzonek mamy znacznie więcej, chociażby: "Mouin chaje kou Lapologne" - jestem zawsze obładowany jak Polska - tzn. jestem zawsze gotów; "Chaje kou lapoloy" - szarżować jak Polak, tzn. atakować w wielkiej liczbie, i miłe nam, krakowianom "M-ap Fe Krakow" - robię jak w Krakowie - wykonać coś bardzo porządnie. Polską namiastkę słychać, gdy przedstawia się pan Belno lub Poto. Nazwisko Belno pochodzi od Belnowski, a Poto jest skrótem od Potowski. Końcówki zażegnano, by łatwiej zasymilować się z czarnymi mieszkańcami Haiti. Ponoć w stolicy mieszkają ludzie z pełnymi polskimi nazwiskami, ale w Cazale już to się nie zdarza. Korelację na polu Haiti a Polską widać w wizytach i rewizytach - "królów", "odkupicieli", "bogów voodoo". Pierwszą z nich była wizyta Faustyna Wirkusa, syna polskiego górnika, który dotarł na Haiti na początku XX wieku. Jako członek amerykańskiej piechoty morskiej został wysłany na jedną z wysp, by pomóc w rozwoju wyspy, tak też i się stało. Pomógł im bardzo, to też mieszkańcy wyspy okrzyknęli go królem, a z czasem nawet kapłanem voodoo. Jednak Wirkus nie został tam na zawsze, wyrzucono go z armii, co zmusiło go do powrotu do USA, gdzie wydał książkę autobiograficzną "Biały król La Gonave". Foto: © Creative Commons Faustin Wirkus Wymiana. Tym razem haitańscy kapłani voodoo wraz z Frémonem, będącym jednym z najstarszych reprezentantem Polonii w świecie, odwiedzili Warszawę. Ponoć Frémon czuł się, jakby przekroczył próg mitycznej krainy krewnych z zmierzłych czasów, oraz że Haitańczycy i Polacy wywodzą się z tego samego plemienia. Nie lada wyzwaniem było z pewnością zorganizowanie wycieczki po Warszawie dla haitańskich kapłanów voodoo. Stąd też profesor Kolankiewicz, który grupą tą się zajmował, pokazał im pomnik Mickiewicza, tłumacząc, że to: "jest wielki polski kapłan voodoo, który miał kontakt z duchami i napisał wielki obrzęd, w którym się te duchy zjawiają. Wtedy z podziwem patrzyli na Mickiewicza i myślę, że to zapamiętali". Pielgrzymki papieża Jana Pawła II przeważnie były znaczące, jednak wizyta z 1983 roku na Haiti była dla Haitańczyków niczym objawienie się mesjasza. Papieża witano polskimi słowami oraz polskimi pieśniami i pewnie polką. Ówcześnie Haitańczycy byli ciemiężeni przez rządy sprawowane przez Jeana-Claude'a Duvaliera. Podczas publicznego przemówienia papieża padły słowa skierowane do głowy prezydenckiej, że w kraju jakże bogatym w wartości mieszkańców panuje nędza i głód, ia to musi się zmienić. Faktycznie po trzech latach się zmieniło, gdyż dyktator Duvalier uciekł z kraju. Ze względu na to, że papież o to prosił, może przewidział, stał się dla Haitańczyków symbolem polskiego brata - odkupiciela. Foto: Associated Press/East News / East News Papież Jan Paweł II spaceruje z haitańskim prezydentem Jean-Claude Duvalier i jego żoną Michelle podczas otwarcia ceremonii na lotnisku Port-au-Prince na Haiti, 1983 r. Czytaj również: Mesjasz na Haiti Jak widać, zmieniły się koleje losu Polaków na Haiti. Swoje życie rozpoczęli tam od statusu wygnańców, następnie zyskali miano obywateli, a potem dali się poznać jako osoby drażniące dyktatora, bo są zbyt biali i zbyt inni. Ostatecznie są to osoby mające głębokie poczucie, że są potomkami Polaków, którzy mówią o sobie "my, Polacy". Mimo wszystko żywią nadzieję na spotkanie z mistyczną polską krainą na lądzie. O La Pologne się zapomina, jednak słowiańska melancholia przewija się w języku, zwyczajach - w ich życiu. Co więcej, są działania przypominające nam o życiu Polaków na Haiti poprzez np. reportaż "Zaginione białe plemiona", projekt "Polonia na Haiti", których partnerem jest chociażby Muzeum Dziedzictwa Narodowego, budowa polskiej szkoły w Cazale, a nawet przez ten artykuł. Data utworzenia: 10 stycznia 2020 15:22 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Kraj ten rzeczywiście zajmuje pierwsze miejsce w Skandynawii pod względem liczby przebywających w nim na stałe muzułmanów. Mieszka ich tam około 460 tysięcy, co stanowi 4,6% populacji. Z kolei w Norwegii żyje około 250 tysięcy wyznawców Proroka, czyli 5% wszystkich mieszkańców, a w Danii – ponad 200 tysięcy, co daje 4,1% zapytał(a) o 18:05 Czy taki murzyn może być Polakiem? Przyjechał np murzyn do Polski i dostał obywatelstwo bo zna język Polski i jest z pochodzenia Polakiem bo jego pradziadek był Polakiem ,jego babcia była Polką , ojciec jest Polakie a reszta rodziny to murzyni to w takim razie on jest Polakiem czy murzynem? Nawet ss-mani gdy łapali żydów sprawdzali czy od strony ojca lub matki nie jest Niemcem,a gdy np od ojca był Niemcem a od matki był żydem to go zostawiali bo nie był w3/4 żydem. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 18:24 A czy ty wiesz co piszesz? Zydostwo odziedzicza sie po matce. Jeśli ktos ma ojca żyda i matke np. niemke, to ma zydowskie pochodzenie, ale nie jest zydem, w odwrotnej sytuacji, jest rozwala jednak myslenie niektórych NS, którzy łamią wszelkie zasady antropologi i twierdzą, że Włosi i Hiszpanie nie są biali, oraz, że aryjczykami sa tylko nordycy... Czy taki murzyn może być Polakiem? Nie mam pojęcie, ale chyba niezbyt. blocked odpowiedział(a) o 18:06 blocked odpowiedział(a) o 18:07 Będzie polakiem skoro dostanie obywatelstwo co nie ? .. a co przeszkadza kolor skóry ? np. matke miał polke . ojca noo czarnego.. to moze chyba byc i polakiem ? .. ja juz samaa z resztą nie wiem.. Oczywiście, że taka osoba może być Polakiem. Popatrz chociażby na Emmanuel'a Olisadebe. blocked odpowiedział(a) o 18:08 Obywatelsto nikogo Polakiem nie czyzni . Obywatelstwo nikogo Polakiem nie czyni... W takim razie każdemu Polakowi można wytknąć to, że nie jest Polakiem. blocked odpowiedział(a) o 18:10 Jakim prawem możesz tak mówić Polak jest Polakiem bo ma odpowiednie pochodzenie a nie papierki w dowodzie. Pochodzenie nie ma nic do znaczenia. Mogę mieć pochodzenie angielsko-bułgarsko-chińskie, a będę Polką. Bazując na tym, co napisałeś/aś Polakiem może być jedynie osoba, która ma pochodzenie polskie. blocked odpowiedział(a) o 18:17 No aniby kto jest Polakiem jak nie etniczny Polak? Polak, ale Polakiem może być także osoba, która ma inne pochodzenie, nie tylko czysto polskie. blocked odpowiedział(a) o 18:20 Zastanów się co mówisz pod jakim względem francuz może być Polakiem? Sama nie wiem, w jakim kierunku zmierza ta dyskusja. blocked odpowiedział(a) o 18:30 Frau Wolf dzięki za odpowiedź od niedawna jestem ns . Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Dwanaście euro. Tyle kosztuje dzisiaj dawka kompleksu polskości. Przez ostatnie ćwierć wieku takeśmy się dźwigali z zacofania – ale to wszystko jakby działo się za szybą.

Kategoria: Nowożytność Data publikacji: Wbrew obiegowej opinii to nie Europejczycy polowali na czarnoskórych niewolników w Afryce. Oni tylko nakręcali popyt. Afrykanów w niewolę chwytali i sprzedawali... ich sąsiedzi i bracia. Gdy na horyzoncie majaczyła bajeczna fortuna, nikt nie przejmował się ludzką godnością. Sir John Hawkins miał wiele zalet. Opracował na przykład zupełnie nowy model okrętu wojennego, który nie tylko usprawnił nawigację i zapewnił brytyjskiej flocie przewagę na morzach i oceanach, ale też całkowicie zmienił strategię wojny morskiej. Był też wybitnym nawigatorem, który wytyczył między innymi szlak okrężnej drogi handlowej przez Atlantyk, jak również sprawnym agentem korony brytyjskiej. Wszystkie te cechy zapewniły mu stopień admirała i spore wpływy na dworze. Fortunę jednak przyniósł mu zupełnie inny talent, objawiony na początku lat 60. XVI wieku. Jak nikt inny mianowicie, potrafił prowokować plemienne wojny w Afryce. Zdobytych w ich trakcie niewolników przyjmował później jako zapłatę za pośrednictwo i współpracę. Jeśli jeszcze podczas swojej pierwszej afrykańskiej wyprawy w 1562 roku nie stronił od używania siły i zdobył trzystu niewolników – jak pisał – częściowo przy pomocy miecza, a częściowo innymi sposobami, to cztery lata później o mieczu nie było już mowy. Sir John Hawking był człowiekiem wielu talentów. Ale jedno szło mu wręcz wybitnie – mianowicie prowokowanie konfliktów między afrykańskimi plemionami (źródło: domena publiczna). Na wybrzeżu Sierra Leona, podburzając jednych afrykańskich władców przeciwko drugim, zaopatrzył się w niemal dwukrotnie więcej „czarnego towaru”, ku chwale Anglii i własnej sakiewki. Ten właśnie sposób pozyskiwania darmowej siły roboczej na plantacje Ameryki stał się najpowszechniejszym do końca XIX wieku Monopol na „czarny towar” Niewolnictwo nie było w Afryce niczym szczególnym. Tak jak we wszystkich innych częściach świata, w niewolę można było trafić w wyniku przegranej wojny, zadłużenia czy jakiegoś cięższego przestępstwa. Ale nie było to niewolnictwo w sensie, jaki nadali mu później plantatorzy ze Stanów Zjednoczonych – przypominało raczej poddaństwo chłopów w feudalnej Europie, niż łańcuchy i bat na polach bawełny w Arizonie. Osobliwością nie był również proceder handlu czarnymi niewolnikami z państwami arabskimi i europejskimi. Jeśli chodzi o te drugie, to rozpoczął się on już w XV wieku, a jego inicjatorami i na niemal stulecie monopolistami byli Portugalczycy. Podobnie jak później Hawkins, tak i oni zaczęli od rozwiązań siłowych, porywając metodą piracką ludność ze Złotego Wybrzeża w Zatoce Gwinejskiej, na wysokości współczesnej Ghany i Wybrzeża Niewolniczego (dzisiejsza Nigeria, Benin i Togo). Eksplorację w głąb kontynentu uniemożliwiały jednak stosunkowo silne państwa tego rejonu, jak przeżywające wówczas swój największy rozkwit królestwa Songhaj, Mali i bardzo silnie rozwinięte Kongo. Władcom tych krajów nie przeszkadzało bynajmniej samo porywanie członków drobniejszych plemion, lecz fakt, że nic na tym nie zyskiwali. Ich zbrojny opór i zmysł handlowy Portugalczyków bardzo szybko doprowadziły więc do stworzenia sprawnie działającego rynku handlu żywym towarem, w którym rolę dostawców spełniały same państwa Czarnego Lądu, wyspecjalizowane i zbrojne spółki handlowe ciemnoskórych kupców, a także drobniejsze grupy żądnych szybkiego zysku łowców. Na XVIII – wiecznej mapie Homanna Heirsa pokazano Zatokę Niewolników – wybrzeże Zachodniej Afryki. To stąd biegły główne szlaki handlu żywym towarem, najpierw do Portugalii, później do Ameryki (źródło: domena publiczna). Ciekawie wyglądają proporcje. Nie mamy danych dotyczących tego okresu, ale w XVIII wieku – kiedy zmienili się odbiorcy, ale sama mechanika rynku pozostawała ta sama – na sześciuset niewolników dostarczonych na Wybrzeże Niewolnicze tylko dziesięć procent dostarczyło oficjalnie państwo, dwadzieścia procent drobniejsi łowcy, a pozostałe siedemdziesiąt procent większe organizacje kupieckie. Wynika z tego, że przez kilka stuleci na zachodnim wybrzeżu Afryki istniały oficjalnie organizacje, trudniące się wyłącznie chwytaniem i sprzedażą lokalnej ludności w niewolę. Zresztą słowo „wybrzeże” nie do końca oddaje skalę penetracji afrykańskiego interioru. Jeśli w okolicach Senegalu w wieku XVII przeciętna odległość, jaką niewolnicy musieli pokonać do czekających na morzy europejskich okrętów, wynosiła sto kilometrów, to wiek później – już sześćset. Kto zyskiwał na handlu niewolnikami? Dostawcy – największe i najsilniejsze ówczesne państwa Czarnego Lądu! Na ilustracji audiencja delegacji z Portugalii u władcy Królestwa Kongo (źródło: domena publiczna). Oczywiście nie mogłyby one funkcjonować bez zgody władców, z czego Europejczycy doskonale zdawali sobie sprawę. Bodaj najbardziej zeuropeizowana z tamtejszych monarchii, Kongo, zawarło oficjalny sojusz z Portugalią. Panujący tam mani – jak brzmiał jego oficjalny tytuł – Nzinga przyjął nawet chrzest i rządził dalej pod imieniem Alfonsa. W państwie ustanowiono biskupstwo, a synowie lokalnych elit wysyłani byli do Portugalii, gdzie otrzymywali wykształcenie, zaś po powrocie do kraju służyli za pośredników, przewodników i tłumaczy. Nowe państwo na mapie chrześcijańskiego świata nie zapominało o swoich dobroczyńcach. W porcie Kabinda w ujściu rzeki Zair czekało na nich w latach 20. XVI wieku dwa tysiące niewolników rocznie, a dekadę później już dwukrotnie więcej. Zobacz również:Sto tysięcy niewolników rocznie? To europejskie państwo przez 300 lat przodowało w handlu żywym towaremCzy Robinson Crusoe rozbił się na… polskiej wyspie?Gwiazda Śmierci istniała naprawdę. Na Karaibach Za paciorki i broń Jeden Afrykańczyk wart był – jak uważano – czterech Indian – pisze w swojej książce „Żywe trupy” Adam Węgłowski. – Ponadto wykorzystywaniu schrystianizowanych już indiańskich plemion sprzeciwiali się wpływowi wówczas jezuici. Czarni Afrykańczycy, >poganie< (animiści, muzułmanie itd.) kupowani od handlarzy niewolników, nie mogli liczyć na podobne względy. Niewolnictwo w Afryce miało długą tradycję, jeszcze zanim nieszczęśnicy z Czarnego Lądu zaczęli trafiać do amerykańskich plantacji bawełny (źródło: domena publiczna). Rentowność handlu lokalną ludnością z Europejczykami była powodem swoistego wyścigu o monopol w tej materii. Szczególną aktywność wykazywały przy tym ludy Hueda, Allada, Oyo, Dahomej i Akwamu. Kiedy ten ostatni w 1681 roku zdobył ważny port Akrę, oficjalnie zakazano kupcom przebywania w interiorze kraju, by uniemożliwić im łowy na niewolników i zapewnić w tym względzie wyłączność państwu. Dokładnie tak samo postąpili władcy Dahomej, którzy ustanawiając na swoich włościach monopol, sprzedawali od dwunastu do dwudziestu tysięcy niewolników rocznie. Nieco bardziej na wschód kontynentu – w obrębie wpływów arabskich, które niczym nie różniły się od tych europejskich – w tym właśnie procederze można znaleźć korzenie krwawego i trwającego do dziś konfliktu między plemionami Hutu i Tutsi. Gdy w grę zaczęły wchodzić naprawdę poważne zyski i poważna konkurencja, polowania na niewolników stawały się coraz bardziej brutalne (źródło: domena publiczna). Polowania na niewolników stawały się z biegiem lat coraz bardziej brutalne, a polityczna destabilizacja kontynentu osiągała granice anarchii. Było to rzecz jasna bardzo na rękę europejskim mocarstwom, które podsycały ten proces, z roku na rok zwiększając popyt na „żywy towar”. Ale nie tylko. Henry Zins pisał: W handlu niewolnikami pomiędzy afrykańskimi pośrednikami a europejskimi nabywcami środkiem płatniczym były żelazne sztabki, które stały się formą pieniądza od Senegalu, do Wybrzeża Kości Słoniowej. W okolicach Ghany ich rolę spełniały: złoty piasek, bransolety, sukno hinduskie, muszelki i paciorki. W rzeczywistości jednak, wraz z rozwojem interesu coraz częściej płacono bronią i prochem, co z czasem zbrutalizowało prymitywną dotychczas taktykę wojenną państw afrykańskich. Dużo zmieniało się także po stronie europejskiej. Do końca XVI wieku monopolistą w handlu afrykańskimi niewolnikami była Portugalia – odsprzedając ich do Ameryki, ale też chętnie wykorzystując we własnych posiadłościach. To właśnie w nich, konkretnie na Maderze, po raz pierwszy zastosowano eksperyment z systemem plantacyjnym opartym na pracy niewolniczej, który powszechnie stosowano później w USA. Jednak już w początkach XVII do handlu niewolnikami włącza się i szybko zyskuje przewagę Holandia, a Amsterdam staje się największym portem „przeładunkowym” schwytanych Afrykańczyków. Sytuacja taka trwa mniej więcej do połowy stulecia, kiedy ogromna rentowność tego biznesu kusi inne państwa Europy – nie tylko Anglię i Francję, które odtąd nieustannie walczą w nim o pierwsze miejsce na podium, ale też Szwecję, Danię, a nawet Brandenburgię. Skala zjawiska jest na tyle poważna, że zarówno we Francji jak i w Anglii powołane zostają specjalne Kompanie Afrykańskie, którym przyznany zostaje monopol na obrót czarnymi niewolnikami, a udział w nich mają koronowane głowy tych państw i spora część arystokracji. Pikanterii dodaje fakt, że udziały w Królewskiej Kompanii Afrykańskiej miał też filozof John Locke – wielki piewca wolności. Rentowność handlu niewolnikami kusi większość europejskich państw, które chcą czerpać zyski z procederu. Ale samo łapanie nieszczęśników było zadaniem ich pobratymców (źródło: domena publiczna). Nie wiadomo tak naprawdę, ilu Afrykańczyków uprowadzono w niewolę. Skrajne szacunki rozpościerają się między dziesięcioma a stoma milionami, przy czym ta ostatnia liczba wydaje się jednak sporą przesadą. Dla kontynentu sprawa była na tyle katastrofalna, że wszystkie uczestniczące w nim państwa formalnie zniosły niewolnictwo na kongresie wiedeńskim w 1815 roku. Oczywiście, nie należy tu węszyć przesadnego humanitaryzmu europejskich elit – wtedy mniej więcej rozpoczęła się epoka afrykańskiego kolonializmu, na co komu po koloniach wyludnionych? Niezależnie zresztą od formalnych aktów interes był zbyt dobry, by uciąć go jednym dokumentem. W praktyce czarnymi niewolnikami handlowano jeszcze kilkadziesiąt lat później, do końca XIX stulecia. Zmienił się jedynie dostawca – nie były nim już, jak przez czterysta lat, państwa afrykańskie, lecz największe mocarstwa Europy. Choć niewątpliwie korzystały z pomocy lokalnych „biznesmanów”. *** Krew i pot niewolników, ich magiczne wierzenia i mroczne rytuały, okrutny proceder handlu żywym towarem – to tu Adam Węgłowski doszukuje się korzeni fenomenu zombie, który opanował doszczętnie współczesną popkulturę. Książkę „Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie”, wydaną przez Ciekawostki Historyczne, możecie kupić aż 30% taniej! Zobacz również

Polacy to też “murzyni” Europy. Miło ci przyjacielu jak słyszysz o antypoloniźmie w Anglii? Tam Polacy uważani są za wrzód na dupie korony brytyjskiej. Nasi patrioci zatrzymywani na granicy. Gdyby ludziom tam, w Afryce, było dobrze, to by nigdzie się nie ruszali, tylko pracowali, a w wolnym czasie słuchali Szopena.
Janusz Korwin-Mikke Dzisiejsi socjaliści nie budują już socjalizmu – ta nazwa jest skompromitowana; budują „państwo opiekuńcze”. Rzecz jasna celem prawicy jest likwidacja państwa opiekuńczego. Napotyka to zrozumiałą niechęć dobrze płatnych opiekunów, a także większości podopiecznych. Murzyni z Alabamy po wyzwoleniu ich przez Jankesów zaczęli umierać z głodu, bo bez właścicieli nie umieli żyć, a skoro od śp. Sławomira Mrożka wiemy, że „Polacy to też Murzyni, tylko że biali”, to niektórzy Polacy też się boją. Prawica znacznie wyżej ceni zdolności Polaków niż Murzynów z plantacji bawełny. Wie, że Polacy, gdy da się im wolną rękę, natychmiast kombinują, kombinują – i bogacą się nawet wtedy, gdy państwo im przeszkadza. Uważamy więc, że Polakom trzeba zwrócić wolność. (...) Cały artykuł dostępny jest w 25/2014 wydaniutygodnika Do Rzeczy.
- Ale jaki postęp? - Postępowy. Do przodu.() - A tył? - Tył też do przodu. - Ale wtedy przód będzie z tyłu? - Zależy, jak patrzeć. Jak od tyłu do przodu Ludzi online: 3966, w tym 88 zalogowanych użytkowników i 3878 gości. Wszelkie demotywatory w serwisie są generowane przez użytkowników serwisu i jego właściciel nie bierze za nie odpowiedzialności. 8. Polacy: „Biali Murzyni Europy”. Tak nazwał Polaków Jean-Jacques Dessalines pierwszy prezydent i cesarz Haiti. W jego mniemaniu białymi murzynami byli Polacy, których część zbuntowała się przeciw Francji i pomogła jego rewolucji. Polacy stali się w ten sposób godni i równi innych rewolucjonistów. Tak przynajmniej podał
– Donoszę, że Polacy to też murzyni, tylko biali. W związku z niniejszym należy im się niepodległość. Tak Stanisław Mrożek pisał w "Donosach" w 1982 roku. Patrzcie Państwo, po tylu latach to hasło znajduje się na okładce nowego tygodnika "Do Rzeczy" – mówi Rafał Ziemkiewicz na filmie zapowiadającym najnowszy numer "Do Rzeczy". Zobaczcie całość! © ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy. Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
RT @myslozbir: Murzyni stanowią ok. 13% populacji USA, jednak odpowiadają za ok. 64% brutalnych przestępstw. Powód? Rozpad czarnej rodzinny. Brak ojca. 70-85% młodocianych przestępców, 80% gwałcicieli i 85% dzieci z zaburzeniami wychowywało się bez ojca. Brak ojca zwiększa też biedę. 02 Mar 2023 08:50:45 Przeglądając polską prasę w poszukiwaniu afrykańskich śladów, natrafiliśmy na osobliwy artykuł. Tytuł grzmiał – „Polacy i murzyni zagrażają przyszłym Niemcom”. Ukazał się 26 sierpnia 1933 roku na łamach „Dziennika Białostockiego”. Czytamy w nim, że niejaki „Heinz Friedrichs, jeden z filarów hitleryzmu”, przestrzega Niemcy przed Polakami i Murzynami. Jak dowodzi – Polska pomimo wielu lat w niewoli „utrzymała swoją narodowość i cyfrę ludności”. Co więcej od roku 1920 jej liczba wzrosła o 20 procent. Propagandzista Hitlera prognozował znaczny wzrost w kolejnych latach, który sprawi, że w Polsce będzie więcej ludzi niż w Niemczech. Zapomniał jednak rozróżnić narodowości, które zamieszkiwały ówczesną II Rzeczpospolitą. Nie przeszkadzało mu to w postawieniu tezy, że Polacy będą dążyli do ekspansji na Zachód, kosztem Niemiec. A jednak nie tylko ze wschodu groziło niebezpieczeństwo. Równie groźni mieli być „kolorowi Francuzi”, których coraz więcej pojawiało się nad Sekwaną w związku ze służbą we francuskiej armii. W samym Paryżu miało mieszkać zdaniem Friedrichsa 50 tysięcy mulatów. I stanowią jego zdaniem poważne demograficzne zagrożenie. Friedrichs konkludował: „Słowianie ze wschodu, murzyni z zachodu”. Tam kryło się największe niebezpieczeństwo. pś
\n \n \n polacy to też murzyni
.
  • bbxl1537fz.pages.dev/175
  • bbxl1537fz.pages.dev/231
  • bbxl1537fz.pages.dev/288
  • bbxl1537fz.pages.dev/360
  • bbxl1537fz.pages.dev/52
  • bbxl1537fz.pages.dev/64
  • bbxl1537fz.pages.dev/748
  • bbxl1537fz.pages.dev/501
  • bbxl1537fz.pages.dev/443
  • bbxl1537fz.pages.dev/90
  • bbxl1537fz.pages.dev/584
  • bbxl1537fz.pages.dev/226
  • bbxl1537fz.pages.dev/82
  • bbxl1537fz.pages.dev/695
  • bbxl1537fz.pages.dev/836
  • polacy to też murzyni